Adam Jarecki

Klęska e-Wyborczej

In życie on 03/09/2011 at 16:28

Adam JareckiDawno nic mnie tak bardzo nie zdenerwowało jak system elektronicznych wydań Gazety Wyborczej. Ta użytkowa makabra doprowadziła mnie do szału, skutecznie zniechęcając do kupienia prenumeraty.

Moje życie z elektronicznymi wersjami gazet i tygodników zaczęło się parę lat temu, kiedy to po raz pierwszy postanowiłem, że mam dość wleczenia wszędzie ze sobą foliowej reklamówki z superważnymi wycinkami z ekonomicznych i prawnych stron „Rzeczpospolitej”. Regularnie opróżniana i obrabiana odrastała niczym perz w ogrodzie mojego ojca. Nie pamiętam dokładnie kiedy to było, ale mam wrażenie, że pierwszą prenumeratę elektronicznej Rzeczpospolitej zamówiłem co najmniej pięć lat temu.

Wówczas wszystko było jak zwykle w Polsce. Rynek e-gazet – już wówczas gigantyczny i w USA i w Wlk. Brytanii – u nas polegał na… dyskach CD i DVD. Nie, nie żartuję. Mam wrażenie, że i dzisiaj Rzeczpospolita tworzy swoje kwartalniki na płytach. eGazety po raz pierwszy podeszły do sprawy nowatorsko. Zainstalowałem oprogramowanie na laptopie i… owionął mnie ożywczy wiatr wygody. Rzepa lądowała na moim laptopie w wybranych przeze mnie momentach (pożerając przy tym sporo z limitu transferu danych, well…). Stworzyłem własny system notatek, umożliwiający powracanie do starych gazet bez większego problemu.

Potem uznałem, że nie jestem w stanie zamęczać swoich oczu kubłami skrajnie prawicowych pomyj. Choćbym nie wiem jak szybko przerzucał strony swojego e-wydania w kierunku stron zwanych „zielonymi” czy „żółtymi”, zawsze jakiś jad kaczyzmu trysnął mi po oczach – choćby w tytułach. W którymś momencie polityka wlała się na strony ekonomiczne – Rzeczpospolita zaczęła akcję „polowania na esbeka” w gronie finansistów (tak to przynajmniej zapamiętałem). Dość, pomyślałem, rezygnując z prenumeraty. Od tego czasu nie miałem w ręku Rzeczpospolitej ani razu i jakoś nie tęsknię.

Przesiadłem się wówczas na Gazetę Prawną, potem na Dziennik (w momencie tuż przed połączeniem – dzięki temu zaoszczędziłem na wspólnej prenumeracie co najmniej 50%). Aż wreszcie uznałem, że mam dość tego gigantycznego programu, który upychał pliki gazet tam gdzie sam chciał a nie tam, gdzie ja bym to widział (skutecznie rujnując mi zarządzanie miejscem na dyskach laptopa). I tu pojawiła się gwiazdka z nieba. Którąś kolejną prenumeratę e-DGP kupiłem bezpośrednio w Inforze i… okazało się, że dostaję gazetę w formacie PDF. Bez męczących zabezpieczeń. Ot, wchodzę na stronę, ściągam PDF-y i mogę je sobie zapisywać i odczytywać gdzie chcę i kiedy chcę. Pięć lat na to czekałem!

Dzisiaj postanowiłem zagłosować na swojego ulubionego posła ubiegłej kadencji. Nie ukrywam, że głównym argumentem „za” był fakt otrzymania dostępu do dzisiejszego wydania Wyborczej. Bo trochę mi jej brakuje – jednak opieranie się tylko na jej serwisach internetowych z uzupełnieniem paru konkurentów to trochę za mało. Postanowiłem, że codziennie będę sobie głosował po jednym razie, przyzwyczajając się z powrotem do czytania całości Wyborczej. Niestety, po pierwszej próbie już mam tego po dziurki w nosie.

Otóż Agora wymyśliła sobie, że całego readera swoich wydań zrobi w… Adobe Flash. Nie, moi drodzy, to nie jest żart. Najgorsza z wszystkich istniejących technologii, najbardziej zasobożerna, najbardziej niestabilna. Zacisnąłem zęby i dalej do czytania. No żesz ***** jego ****** *** !@@!#^%%#^%!^%$^%!@#$

Gdy przed chwilą po raz czwarty na stronie 29 wywalił mi się najpierw Flash (what a surprise), potem Firefox a na końcu cały system operacyjny – postanowiłem, że mam dość.

Agoro SA: to coś to klęska i koszmar a nie produkt dla klienta XXI wieku. Chętnie bym czytał Wyborczą codziennie, ale moje zdrowie psychiczne jest od chętek ważniejsze. Kupię sobie wydanie papierowe dwa-trzy razy w miesiącu i – trudno – jakoś przeżyję. ZMIEŃCIE TO PASKUDZTWO!

(-) Zmęczony i Wściekły
Niedoszły Czytelnik

Dodaj komentarz