Adam Jarecki

Archive for Sierpień 2011|Monthly archive page

Oddajcie mi mój Londyn

In polityka on 10/08/2011 at 14:21

Marg DugganŚmierć 29-letniego Marka Duggana początkowo była opisywana mianem iskry zapalnej niepokojów społecznych. Jakieś dwa dni później zorientowano się, że bandom chuliganów nie zależy ani na Dugganie, ani na jakiejś rewolucji – chcą tylko najnowszych „najków” i bluz dresowych Adidasa. Duggan przestał być „iskrą”, stał się pretekstem.

Zdjęcia i filmy z wydarzeń w Londynie nie mogą pozostawić obojętnym nikogo – a już tym bardziej zapalonego londynofila jakim jestem ja.

London's BurningSerce mi się kraje gdy widzę płonący budynek sklepu, który uratował mnie którejś zimy od zamarznięcia (kupiłem tam zimową kurtkę po przemoczeniu własnej). Ogień na Tottenham przypomniał mi moje wszystkie wizyty w tej dzielnicy – zresztą uskuteczniane przez większość ludzi korzystających ze Stansted Airport. Widzę zdjęcia ulicy na Hackney, na której regularnie robiłem codzienne zakupy przed powrotem do domu. Prawie każda fotka trafiająca na portale internetowe kojarzy mi się z czymś, co przeżyłem w moim drugim – po Łodzi – ulubionym mieście na świecie.

W takiej sytuacji łatwo jest pójść w rasizm, w totalitarne pomysły na rozwiązanie problemu. Nie tędy droga.

Po pierwsze, chuligani nie są reprezentantami swojej czarnoskórej społeczności. Tym bardziej, że w rabunkach biorą udział również biali. Dziwnym trafem z dala od awantur trzymają się Hindusi i Arabowie, którzy (do tego dojdę za chwilę) stali się opoką mojej ulubionej londyńskiej dzielnicy. Jeżeli ktoś myśli, że bandy wyrostków mają poparcie wśród „swoich”, niech obejrzą ten film.

Po drugie, rabunki są emanacją poważnego problemu społecznego. Jest nim nieprzekraczalna bariera pomiędzy dwoma światami żyjącymi obok siebie w Londynie – bogatymi i biednymi. Pracującymi i bezrobotnymi. Żyją obok siebie, ale niczego o sobie nie wiedzą, nie kontaktują się; niekiedy tylko stoją w tej samej kolejce do kas w supermarkecie. Potężne i kosztowne działania resocjalizacyjne i prospołeczne, wprowadzone przez Labour Party, działały. Pauperyzacja biednych grup społecznych przyspieszyła po dojściu do władzy konserwatystów Camerona – który sam zresztą, jak widać po jego wystąpieniach, nie ma zielonego pojęcia, jakie są źródła zamieszek. Cameron po kolei ogranicza i likwiduje programy społeczne ułatwiające ludziom biedniejszym edukację, znalezienie pracy, akceptowalne warunki mieszkaniowe. Przestaje inwestować w kapitał ludzki, pozostawiając tylko kapitał bankowy. Nie rozumie, że to nie banki są społeczeństwem.

Po trzecie, Wielka Brytania jest krajem przesiąkniętym poczuciem konieczności obrony praw człowieka, uznaje jednostkę za najwyższą świętość. To dlatego policjanci nie noszą przy sobie broni – rzecz w krajach postkomunistycznych prawie nie do wyobrażenia. Policjant służy ludziom, nie jest „panem władzą”. Nawet teraz, gdy 16 tysięcy Bobbych patroluje ulice Londynu – nie mają oni przy sobie broni palnej i nie zanosi się, żeby ją otrzymali. Majątek majątkiem, samochód samochodem, ale dla społeczeństwa brytyjskiego największą stratą byłaby przypadkowa śmierć od kuli niewinnego człowieka. Plazmę można odkupić, samochód zmienić, trupa nie da się reanimować.

Po czwarte, najspokojniejszymi dzielnicami okazały się te, które są zdominowane przez mieszkańców hinduskiego i arabskiego pochodzenia, zasiedlonych tam od lat. To dlatego Finsbury Park była oazą spokoju a mój ulubiony arabski spożywczak na rogu Blackstock i Somerfield Rd działał jak zwykle do drugiej w nocy. Jeszcze pięć lat temu na samo słowo „Arab”, wielu ludzi kuliło się ze strachu. Teraz są szczęśliwi, że mają wokół siebie właśnie ich, zapewniających im tak cenne na początku sierpnia 2011 roku poczucie bezpieczeństwa. Bo powiedzmy sobie szczerze: chłopakom, koło których codziennie się przechodzi w drodze na stację metra, nie podskoczą jakieś dzieciaki w bluzach szukające plastikowych butów. God save the Arabs.

Na polskich forach internetowych aż roi się od wpisów „zabić”, „rozstrzelać” i tym podobne. Czyli standard w naszym katolickim społeczeństwie.

London CleaningA Londonerzy? Widząc skutki nocnych koszmarów postanowili wspólnie przywrócić ład i porządek w okolicach swoich domów. Wzięli szczotki, worki na śmieci i za darmo, skrzyknięci na Twitterze i lokalnych stronach internetowych – poszli sprzątać. Ot tak, nie oglądając się na nic i na nikogo. Zobaczysz ich wszędzie: na Camden, Ealing, Bethnall Green, na Peckham i Clapham Junction (dzięki, Łukasz, że byłeś tam z nimi).
To jest potęga społeczeństwa brytyjskiego, która dla naszych trolli internetowych jest nie do ogarnięcia.

To ci ludzie, uznający wspólnotę za najwyższą wartość, oddadzą mi mój Londyn. Ten, który znam od lat; ten, który kocham; ten, który odwiedzam tak często, jak to tylko możliwe, żeby naładować się jego pozytywną energią.

Tym wpisem chcę im za to podziękować. Chociaż tyle mogę zrobić na dystans półtora tysiąca kilometrów.